poniedziałek, 12 marca 2012

screamed at the make-believe.


'zawsze chciał być pan pisarzem?
nie. chciałem być fotografem. jeszcze w liceum byłem tego pewny. przyjechałem na weekend do paryża do narzeczonej. poszliśmy razem na wielką wystawę fotografii. przed wejściem, przy stoisku z albumami, zobaczyłem henri-cartier bressona. mojego ukochanego fotografa. miał wtedy 90 lat. wyglądał stylowo: elegancka niebieska marynarka, apaszka, mosiężna laska i kolorowe buty – najnowszy model nike air. zaczął odchodzić do wyjścia. wstydziłem się podejść, wiedziałem, że bresson bywa arogancki. i że nie pozwala się fotografować nikomu prócz żony. w końcu się odważyłem. łamanym francuskim mówię: „przyjechałem z polski. jest pan moim ulubionym fotografem”. on tylko machnął ręką i zapytał: „a wiesz, że mówię trochę po polsku? ch..., pier..., kur... mać” – powiedział i walnął laską w podłogę. „skąd pan tak świetnie zna polski?” – zapytałem. okazało się, że w czasie wojny siedział w obozie z polakiem. poprosiłem go o autograf, ale znalazłem tylko zmiętą kartkę. zobaczył, że mam na szyi aparat. i zapytał, czy nie wolałbym zrobić mu zdjęcia. tym bardziej że jest dobre tło z czerwonych cegieł. ustawił się pod nim, a ja zrobiłem dwa portrety. potem uścisnął mi rękę. nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. podbiegł do mnie szef stoiska z albumami i powiedział: „zapamiętaj sobie ten dzień do końca życia, bo kiedy ktoś wyjmuje aparat, to bresson zwykle wyjmuje nóż”.'
(podzinne pole minowe. rozmowa z mikołajem łozińskim w: polityka, 4.03.12)

pictures.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz