piątek, 19 marca 2010

love is a feeling that we don't understand but we're gonna give it to ya.


i jednak świat poczeka na mnie do jutra. a ja na świat. co nie zmienia faktu, że coraz lepiej jest. zaczynam walczyć ze stosami notatek, które czekały cierpliwie.
na zdjęciu fragmencik jednego z tych stosów. z książki, którą czytamy na lektoracie z hiszpańskiego. dla wyjaśnienia - pani, która na obrazku czeka na klienta, jest kierowcą taksówki (taksówkarką?). i proszę sobie brzydko nie myśleć. (inna sprawa, że niepokoi mnie kierowca taksówki piwkujący w przerwach w pracy. cóż.)
swoją drogą, hiszpańskiego i hiszpanii sporo wokół mnie ostatnio. czytam sobie pana junota diaza, który w swoją prozę hiszpańskie zwroty wplata gęsto. na ulicach z plakatów patrzą piłkarze z ligi hiszpańskiej, big star swoje spodnie reklamuje zdjęciami barcelony. no i przede wszystkim, na skutek intensywniejszego od pewnego czasu wtłaczania do głowy gramatyki i słownictwa, zaczynają w niej spontanicznie, w momentach zupełnie niespodziewanych, powstawać całe zdania po hiszpańsku. wzbudzając radość ogromną przy okazji.
dalej tym hiszpańskim tropem, na dziś do posłuchania grupa młodych ludzi, którzy twierdzą, że są z barcelony. mimo, że faktycznie pochodzą z jönköping (i cóż, że ze szwecji, chciałoby się rzec). a dla dopełnienia globtroterskiego obrazu, do mnie przylecieli z danii. i wypuszczam ich dalej w świat. z pozdrowieniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz